Page 152 - XX LAT KLUBU ROTARY LUBLIN - CENTRUM
P. 152
Himalaiści wspinając się na najwyższe szczyty świata zdobywają Koronę
Ziemi a Pan walczy o Koronę Maratonów.
Jestem bardzo zdeterminowany. Już trzeci raz staję do walki o tę koronę. Aby
ją zdobyć należy w ciągu dwóch lat przebiec pięć głównych maratonów w na-
szym kraju. Jeśli ten cykl się zaburzy, to wszystko trzeba zaczynać od początku.
Biegałem już we Wrocławiu, Warszawę, Dębnie i Krakowie. Przede mną jeszcze
ostatni, październikowy start w maratonie w Poznaniu i mam nadzieję, że korona
będzie moja.
Kiedy odkrył Pan w sobie pasję do biegania?
Wielu maratończyków ma za sobą staż sportowy. Ja w wieku kilkunastu lat
ćwiczyłem sprinty. Niestety coś mi w biodrze „pyknęło” i z kariery biegacza nici.
Poświęciłem się więc nauce. Pewnego dnia w drodze na zajęcia, po kilkunastu
latach urlopu od intensywnych ćwiczeń, zaczynałem dyszeć, gdy musiałem wejść
po schodach na trzecie piętro. Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić. Zaczęło
się niewinnie 5-6 lat temu, od czytania artykułów, relacji ludzi, którzy biegają w
maratonach. W końcu sam chciałem spróbować i złapałem bakcyla.
Jak długo trzeba się przygotowywać do udziału w maratonie?
Wszystko zależy od predyspozycji fizycznych i od wieku. Jeżeli jesteśmy wy-
sportowani, to wystarczy nam kilka miesięcy treningów. W moim przypadku start
w październikowym maratonie oznaczał rozpoczęcie ćwiczeń już w zimie. Osoba,
która ze sportem ma niewiele wspólnego, może zrobić sobie test i sprawdzić, czy
w ogóle sobie poradzi. Zadanie jest bardzo proste. Należy biec w dowolnym tem-
pie przez pół godziny bez przerwy, potem przez godzinę, a na końcu dwie. Ktoś
kiedyś powiedział, że przebiegnięcie dwóch godzin bez żadnego przystanku jest
wstępną zgodą pana Boga na udział w maratonie.
Domyślam się, że Pan ten test zaliczył celująco?
Zaliczyłem, a teraz w gorącym sezonie przygotowań, biegam w każdy wee-
kend po dwie godziny. W tym czasie przemierzam dystans 20 km. Trochę to
pachnie rutyną, ale mam swoje utarte - ścieżki i trasy, których się trzymam.
Gdzie zatem można spotkać biegnącego rektora?
Startuję zawsze z Czubów, biegnę ścieżką rowerową do korony Zalewu Ze-
mborzyckiego, obiegam cały akwen i wracam do domu.
„Nie. Lepiej się zatrzymam, zaraz zemdleję, chyba coś jest nie tak.“ Zda-
rzały się sytuacje, w których był Pan u kresu wytrzymałości?
Pamiętam wycieńczającą trasę pierwszego Maratonu Lubelskiego. Było na-
prawdę ciepło, a my musieliśmy dosłownie okrążyć Lublin po wszystkich jego
pagórkach i wzniesieniach. W trudnych momentach mówiłem sobie, że nie ze-
mdleję i jakoś się dowlokę. Na szczęście, limit maratoński jest w większości za-
wodów dość wysoki i na pokonanie dystansu mamy sześć godzin. Jeżeli ktoś
przez pierwszą połowę trasy będzie biec, a później trochę maszerować, to jakoś
151